Im dłużej siedzimy na świecie, tym coraz bardziej narzuca się nam ogólnie pojęta wolność, równouprawnienie czy poprawność polityczna. Tylko czemu, jako środek dający wolność, stosujemy ograniczenia i zakazy?
Zacznijmy od samego początku. Dzisiejszy świat jest wielokulturowy. Dzięki łatwości dostępu do treści, przemieszczania się etc. w danym kraju mamy różne narodowości, różne rasy, różne wyznania. Różnorodność staje się tym większa, im lepszy pakiet socjalny oferuje dany kraj. Dlatego, najczęściej z tym problemem spotykają się bogate, opiekuńcze zachodnioeuropejskie kraje.
Weźmy teraz sobie dowolnego z imigrantów. Nie ma tutaj znaczenia, czy będzie to Murzyn, Żyd, Arab, Cygan, czy Rudy. Przybywają oni do danego kraju i od samego początku walczą o swoje prawa. Jest to oczywiście zrozumiałe. Gdybyś był wyznawcą Potwora Spaghetti, chciałbyś mieć prawo do noszenia tradycyjnego durszlaka, oraz żeby miejsce Twojego kultu nie było obrzucane papierem toaletowym.
Naturalna jest jeszcze jedna rzecz. Jeżeli przeprowadziłeś się do kraju, gdzie obowiązuje pewne prawo, a tradycyjną religią wyznawaną w nim od ponad 1000 lat jest chrześcijaństwo, to byłeś tego świadomy. Więc wprowadzając się, kupując tam dom, zgadzasz się na te przepisy prawne, zgadzasz się je respektować i przyjmujesz do wiadomości, że 90% społeczeństwa to katolicy. Więc jeśli w tym momencie wychodzisz na ulicę, protestować, że domagasz się wprowadzenia prawa szariatu, albo zasad jakimi wychowała Cię mama, jako obowiązującego prawa, to w tym momencie puknij się w łeb i wyprowadź z tego kraju, albo lepiej skocz z 10 piętra. Jeżeli uciekasz z kraju, gdzie obowiązuje prawo, którego się domagasz gdzie indziej, to czy w ogóle jesteś normalny?
W mniejszości siła…
Na nieszczęście nas wszystkich, pojawiła się również “poprawność polityczna”. Co to oznacza? Że nie można brzydko mówić o mniejszościach wyznaniowych, rasowych etc. Niby spoko, bo czemu mamy o kimś mówić brzydko? Tylko, że… jeśli Afroamerykanin krzyknie “Jebany białas zajebał mi telefon”. To jest spoko. Ale jak “jebany białas” krzyknie “Nie lubię murzynów”, to jest rasistą. Czyli cała poprawność polityczna sprowadza się do tego, że mniejszości wolno wszystko, a większości, której przodkowie zbudowali dany kraj, która obecnie go buduje płacąc podatki i przekazując tradycję swoim dzieciom, staje się nikim? Czemu kraje, takie jak Francja, bardziej dbają o to, żeby Francuzi nie nazywali imigrantów złodziejami, niż o to, żeby Francuzi czuli się bezpiecznie i dobrze we własnym kraju.
Japończycy mają prawo, które nie pozwala nadać obywatelstwa Japońskiego muzułmanom. Można podnieść raban, że to przecież rasizm, ksenofobia i kilka innych trudnych słów. Tylko pomyślmy logicznie. Jest sobie kraj. Mają 127 milionów mieszkańców. Te miliony stwierdziły “Ej, nie lubimy muzułmanów. Nie dawajmy im obywatelstwa”. Demokratyczna większość kraju, uważa że nie chce danych ludzi u siebie. Płacą podatki, ich rodziny żyją tam od wieków, więc czemu nie mogą podjąć takiej decyzji? Bo to nieładnie? Jak znajomi nie zaproszą Cię na imprezę, bo Cię nie lubią, to wezwiesz policję i powiesz, że jesteś dyskryminowany? Większość Cię nie chce. Żyj z tym.
Czemu Ty decydujesz, jak mam korzystać z leków?
Ostatnio przeszedł też inny temat związany z wolnością. W Polsce ze zlecenia Unii Europejskiej, dostępna bez recepty stała się tzw. tabletka “24 po”. Pomijam tutaj brak suwerenności kraju, który musi każde prawo brać w ciemno, bo dołączył do Unii. Pomijam też fakt, że nie typ leku stał się dostępny, a jedynie jedna konkretna marka. Zwrócę tutaj uwagę na komentarze w okół tego. Ludzie zarzucają, że to powinno być nielegalne, bo to morderstwo. Lekarze i naukowcy przerzucają się w argumentach po ilu minutach można zapłodnioną komórkę uznać za człowieka. Czyli, jak w przypadku Boga, nie da się tego jednoznacznie i obiektywnie określić. W takim razie, dlaczego ludzie pakują się z buciorami na czyjąś wolność? Ty uważasz, że mamy do czynienia z człowiekiem po 1 dniu, 3 godzinach i 23 minutach od zapłodnienia, a ja uważam że po 2 dniach i 8 sekundach. Więc czemu zabraniasz mi korzystać z leku wedle mojego sumienia i przekonań?
Od razu po tym pojawiły się głosy aptekarzy, że oni leku nie sprzedadzą, bo to niezgodne z ich wiarą. Zostało oczekiwać sprzedawcy żyda na mięsnym, który nie sprzeda Ci wieprzowiny, a obok niego hindusa, który odmówi wołu. Potem już tylko Wegan, który odmawia sprzedaży skórzanych rękawiczek, a na koniec dostaniesz raw foodzistę, który odetnie Ci gaz, żebyś przypadkiem nie usmażył piersi z kurczaka. Czemu ich wolność jest ważniejsza od mojej?
Szczerze nie obchodzi mnie wyznanie, kolor skóry i pochodzenie innych ludzi. Ale to nie stereotypy, a często doświadczenie i statystyki, wskazują na to, że przez dzielnicę czarnych w USA lepiej nie przechodzić, że dżentelmenów w turbanach warto unikać, a przechodząc koło kobiety w dużej kwiecistej spódnicy, za którą wlecze się chłopczyk z akordeonem, lepiej się trzymać za portfel. Stereotypy nie biorą się z niczego. Rasizm czy wszelkie fobie na tle religijnym czy orientacyjnym są złe. Ale gorsze jest narzucanie zakazów i zmienianie tradycji i norm większości, przez przyjezdne mniejszości, które w danym kraju są gośćmi. Jeszcze gorsze, jest włażenie na czyjąś wolność, pod pretekstem walczenia o suwerenność.