Czy serial o hakerach, ze społecznie nieogarniętym głównym bohaterem, może być ciekawy?
Seriali wychodzi cała masa. Mamy seriale o lekarzach, policjantach, znów o lekarzach, o imprezujących znajomych, trochę więcej o policjantach. Ogólnie jestem fanem produkcji serialowych i przedkładam je nad filmy. W filmach gdy zaczynam się zżywać z bohaterem, to akcja się kończy. W serialach jest na to więcej czasu. Tyle, że nakręcić 1,5h o czymkolwiek jest łatwiej, niż zrobić 20 odcinkowy sezon po 20-40minut. Dlatego najczęściej dostajemy seriale o pijackiej paczce znajomych, policjantach i lekarzach albo Sci-Fi. Bo tam można najwięcej upchnąć.
Inne typy seriali bardzo cierpią. Zwłaszcza biedne są dwie grupy: Fantastyka (mamy ledwie Legend of the Seeker, Grę o Tron i od bidy Merlina?) oraz… IT. Seriali z informatykami na pierwszym czy drugim planie jest mało. Nawet jak rozszerzymy grupę do Geeków i Nerdów. Dostajemy wtedy The Big Bang Theory, IT Crowd i… Mr Robot.
Mr Robot to nowa produkcja (gdy pisze ten tekst, wydane zostały dopiero 4 odcinki), na którą chciałem zwrócić waszą uwagę. Dlaczego? Serial jest naprawdę świetny. Zacznijmy od tego, o co w nim chodzi? Główny bohater Eliot, jest informatykiem. Dokładniej zajmuje się bezpieczeństwem sieci. Jednak o ile za dnia, pracuje w normalnej firmie, wieczorami zostaje… hakerem i zabezpieczenia łamie. Sam Eliot jest osobą wycofaną, bardzo introwertyczną z problemami socjalnymi – nie przepada za ludźmi i ich towarzystwem, nie umie z nimi rozmawiać, nie lubi być dotykanym. Trochę stereotyp informatyka. Przy okazji jest genialnym facetem.
No dobra, ale sam główny bohater może nie zachęcać do oglądania serialu. Może nawet też fabuła, gdzie nasz haker próbuje obalić system korporacyjny. Może nie zachęcać też antagonista, który będąc niby normalną osobą, jest totalnym psycholem – bo jak nazwać faceta, który jest homoseksualistą, będącym w związku z sado-masochistką (tak, kobietą), prezesującym w wielkiej korporacji, żeby było zabawniej ma wiele tików, a swoją złość odreagowuje płacąc żulowi, za możliwość oklepania mu ryja.
Najlepszy w całym serialu jest sposób prowadzenia narracji i budowanie klimatu. Serial notorycznie przebija 4 ścianę. Narrację mamy prowadzoną z perspektywy głównego bohatera, który mówi do widza, jak by ten był jego wymyślonym przyjacielem, albo alternatywną osobowością, mieszkającą gdzieś w podświadomości. Dialogi są przemyślanie i mocno uderzają w popkulturę i głupotę naszego świata. W mocny sposób, wszystko rozkładane jest na związki przyczynowo skutkowe i logiczne zależności. A czwarta ściana? Tylko w ostatnim odcinku, główny bohater narzeka na to, że w telewizji jest samo gówno, ale może gdzieś na świecie jakiś scenarzysta siedzi i tworzy serial, mający zmienić społeczne postrzeganie hakerów.
Sposób narracji, operowanie popkulturą i sarkastyczne podejście do otaczającego nas świata jest świetne. Bohaterowie wyraziści i ciekawi. Każdy odcinek zostawia niedosyt i pozwala mocno się wczuć. Jeżeli kogoś do telewizora ma przyciągnąć mocne nazwisko, to jedną z ważniejszych postaci gra Christian Slater, a jeśli kogoś przyciągają atrakcyjne kobiety, to warto zapoznać się z profilem pani o nazwisku Portia Doubleday.
Aha… wspomniałem, że tytuły odcinków to są nazwami plików?