Jaki wpływ na sukces Pokemon Go miała licencja?
Pokemon Go jest teraz u każdego na tapecie. Gracze maszerują dumnie z telefonami, Media branżowe zachwalają grę, jak to cudownie, że wyrwała ludzi z domów. Media niebranżowe alarmują jakie to niebezpieczne i że ludzie giną pod kołami samochodów.
Nie będę tutaj rozpisywał się o samej grze, jej mechanice czy czymkolwiek takim. Każdy grę może pobrać (Było kupować telefon z Windowsem?), więc każdy to może sprawdzić. Nie chce też się rozwodzić nad sentymentem, żerowaniu na wspomnieniach i innych takich rzeczach, bo o to tutaj też nie chodzi.
Czy będę opowiadał się po którejś ze stron barykady odnośnie niebezpieczeństw lub dobrodziejstw? Też nie bardzo, bo w sumie nie ma za czym. Wiadomo, że jak ktoś grając w grę wejdzie pod tramwaj to nie wina gry, tylko debila, który nie umie w grę grać, albo kompletnie ignoruje własne bezpieczeństwo – selekcja naturalna? Może.
Czy to dobrze, że gra zmusza do chodzenia? W sumie fajnie, można coś porobić na świeżym powietrzu, a PokeSpoty zaznaczające ciekawe miejsca, mogą rozwinąć nową gałąź turystyki. Był church-seeing, pub-seeing, to teraz czas na pokespot-seeing. Zamiast przewodnika po mieście, bierzesz ze sobą Pokemon Go i zwiedzasz.
Siła licencji
Wiecie co mnie jednak najbardziej zastanawia? Ile potrafi zdziałać licencja. Mieliśmy wiele gier opartych na różnych licencjach. Warhammer, Dungeons & Dragons, Dragon Ball, Naruto i masa innych. Gier w świecie Pokemonów też była masa. Jedne lepsze inne gorsze, ale wszystko było w innym obszarze gatunkowym. Skupmy się na Pokemon Go.
Można powiedzieć, że jest to innowacyjny i ciekawy pomysł. Zmusza nas do ruszenia z domu i zwiedzania różnych miejsc. Tyle… że to wcale nie jest nowy i innowacyjny pomysł.
Geocaching
O co chodzi? Gdzieś po świecie rozstawione są skrzynki. W skrzynkach są różne rzeczy zostawione przez innych graczy. Mając kilka wskazówek i współrzędne trzeba skrzynkę znaleźć. Może wyglądać jak typowa skrzynka, a może być karmnikiem czy czymkolwiek innym. Po otwarciu skrytki można sobie z niej coś zabrać, ale trzeba zostawić coś dla innych graczy.
Z grubsza jak Pokemony, tylko po dotarciu na miejsce mamy zagadkę logiczną do rozwikłania i namacalną nagrodę.
Ingress
Również gra terenowa. Biegamy po mieście przejmujemy portale aby mieć jak największe pole wpływów. Walka toczy się między dwiema drużynami – ruchem oporu i oświeconymi. Gracze zdobywają poziomy i przedmioty. Rywalizują w rankingach. Twórcy organizują anomalię, czyli grupowe wydarzenia w różnych miastach świata, gdzie zjeżdżają się gracze, licząc na wypracowanie przewagi.
Gra jest dużo bardziej rozbudowana od Pokemonów, a ewidentne nawiązania widać gołym okiem. Portale to Gymy, zbieramy energię, czyli pokemony. Rozwijamy postać i ekwipunek. Nawiązanie jest tym bardziej oczywiste gdy uwzględnimy prosty fakt. Za obiema grami stoi to samo studio: Niantic Labs. Mało tego, pomysłodawcą obu gier jest ten sam człowiek, John Hanke, który również był odpowiedzialny za Google Earth, Google Maps czy Street View. Wszystko układa się w całość?
Jeżeli porównamy sobie Ingressa, który na rynku jest od 2013 roku do Pokemon Go mającego kilka tygodni… W Google Play liczba pobrań to 1 milion vs 350 tyś dla Pokemonów. A jeśli chodzi o wyszukania w Google:
W momencie kiedy Pokemon Go szaleje, o Ingressie prawie nikt nie wie. Gra, która oferuje z grubsza to samo, jest na rynku dłużej, a poniekąd jej gracze pomagali budować Pokemon Go, wskazując ciekawe miejsca na poczet przyszłych PokeStopów.
Dlaczego przegrali? Czyżby siła marki, a właściwie dobrej licencji mogła być aż tak duża, że twórcy nie zmieniając praktycznie nic w mechanice stworzyli światowy hit?
Często przekonywaliśmy się, że sama licencja nie sprzeda gry, bo nikt nie chce grać w słabe gry. Więc o co chodzi w tym przypadku? Świat Pokemonów bardziej się nadaje na ten typ gry? Ingress był zbyt poważny i za mało przystępny? Ingress miał kiepski marketing?
Trzeba tutaj przyznać, że świat Pokemonów idealnie pasuje do chodzenia i łapania stworków. Przecież nawet telefon, nieco przypomina PokeDexy. Czyżby po prostu dobra gra potrzebowała lepszej otoczki? Czy może sentyment do Pokemonów jest aż tak silny? Ciężko teraz powiedzieć jak to wygląda i myślę, że odpowiedź na to pytanie poznamy za kilka tygodni.