W miniony weekend przez internet przelała się fala oburzenia na tygodnik Newsweek, za artykuł w którym to omawiali grę This War Of Mine studia 11 bit studios. Czas rzucić na to okiem.

Klasycznie, zaczniemy od tego, o co w ogóle chodzi. W Tygodniku Newsweek redaktor Marek Rabij wraz z ekspertem Zbigniewem Nęckim omawiali grę This War Of Mine. Już pierwszy dowód braku znajomości z tematem ujawniają umiejscowieniem artykułu w dziale biznes zamiast w dziale kultura. Widać, gry w mediach mainstreamowych dalej nie są uznawane za dzieło kultury na równi z choćby z filmem.

Jednak, gdzie zaczyna się problem? Problemem jest sposób wypowiadania się na temat gry. Na początek rzućmy okiem na kilka recenzji gry, które zaproponowała zachodnia prasa, rodzima branżowa prasa czy zwykli gracze.
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]“This War of Mine” tests your moral compass: How do you treat other survivors? Do you steal from the innocent to ensure your band lives another day? Do you stand with strangers to fight back against the military that abuses its citizens, or do you ignore injustice? No one is immortal, and everything you do has consequences, both good and bad.

~International Buisness Times[/stextbox]
Wg. International Buisness Times, czyli portalu dostarczającego informacje biznesowe, gra sprawdza naszą moralność. To, jak się zachowamy w trudnych i moralnie wątpliwych sytuacjach.
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]Everything about its presentation establishes the perfect scenario for the player to be inside their own head about what’s going on. It’s the kind of mindset that inspires real discussion about the subject matter.

~ Military.com[/stextbox]
Poratal miliatry, uznaje grę za produkt, który zmusza do podjęcia trudnej dyskusji. Gdzie military.com to strona poświęcona wojsku i weteranom.
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]For three or four days now, I have played nothing but “This War of Mine”. I am a veteran of Iraq and I remember all too well the hardships it brought upon the civilians, especially in the beginning of the war. I remember being heartbroken at the sight of children crying and begging for food on the side of the road.

This “game” puts you square in the middle of the experiences of those civilians. It is a brutal, kill or be killed world – where an act of unimaginable violence may let you live another day, but it can also break your heart and soul. Some days, you are offered a chance at compassion – and if you take that chance, risking your own safety and resources for others, you may find you feel a bit better about yourself.

~ Opinia użytkownika McKetten na Steam[/stextbox]
Użytkownik Stema o nicku McKetten, ktory jest weteranem z Iraku, stwierdza, że gra bardzo dobrze oddaje realia cywili, którzy muszą żyć w sytuacji zabij, lub zostań zabity, którzy muszą podejmować decyzję, czy zjeść dziś obiad, czy mieć czyste sumienie.

Dlaczego, ani jedna z opinii nie pochodzi z pisma branżowego? Bo to nie sztuka pokazać, że Newsweek, nie napisze porządnej opinii, a Eurogamer potrafi. Dlatego wybrałem strony zachodnie (odpada czynnik – fajne bo polskie), oraz nie związane z branżą gier.

Teraz porównajmy to z tym, co napisano w Newsweeku
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]Czym innym jest strzelanie do wroga w mundurze lub zabijanie potworów w labiryncie, a czym innym pastwienie się nad bezbronnym cywilem by zdobyć potrzebne rzeczy – Twórcy mieli ambitny cel, ale w grze nie da się wiarygodnie oddać skomplikowanych relacji między ludźmi walczącymi o przetrwanie – uważa Nęcki. – Wyszła więc niestety kolejna cyberzabawa, w której drugiego człowieka sprowadza się do źródła ewentualnych korzyści.[/stextbox]
Bum! Z pierwszego zdania, rozumiem, że strzelanie do ludzi bo są w mundurze jest spoko? Otóż, w grze da się oddać trudne relacje. Wystarczyło w grę pograć przynajmniej kilka godzin. Zobaczyć, jak postacie załamują się, bo musiały kogoś okraść albo zabić. Poczuć te mieszane uczucia, kiedy musimy podjąć trudną decyzję. Czy poświęcić zapasy, żeby komuś pomóc czy nie? Jak widać po wcześniejszych cytatach, gra świetnie oddaje te trudne realia. Nie chodzi tu o to, co gra nam pokazuje, a o to, co mamy w głowie w czasie gry.

Sprowadzanie ludzi do źródła ewentualnych korzyści? Artykuł w Newsweeku sprowadza czytelników, do źródła ewentualnej korzyści, pisząc kontrowersyjne bzdury w nadziei, że ktoś kupi ich czasopismo. To rozumiem jest OK?
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]- To może następną grę zróbcie o Auschwitz? – prowokuję. – Tam też ludzką kondycję poddawano ekstremalnym próbom.
Twórcy “This War of Mine” milkną na chwilę, patrząc po sobie. Nie. Taki temat wydaje im się zbyt drażliwy. – Ale jestem pewien, że niebawem taka gra powstanie – zapewnia Paweł Michowski.[/stextbox]
Oczywiście, że powstanie. Skoro mogły powstać o tym filmy czy książki, a gry jako medium powoli dorastają, to poruszenie takiego tematu jest kwestią czasu. But wait… kto pamięta grę “The Great Escape” z 2003 roku? Czy naszym celem nie jest ucieczka z obozu jenieckiego? Tyle, że gra nie pokazuje dobitnie realiów, a oparta na filmie, jest grą akcji. Czy mam rozumieć, że gdyby w grze dołożyć więcej uwagi do realiów, to stała by się kontrowersyjna i stworzona tylko dla pieniędzy?
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]Współczesny gracz też niejedną ma twarz. Obok nastolatków uzależnionych od konsoli nie brakuje facetów (rzadziej kobiet), którzy skończyli studia, założyli rodziny i przed czterdziestką już nie w głowie im zarywanie nocy przy prymitywnych strzelankach lub wyścigach. Kilka cennych godzin w tygodniu, jakie mogą poświęcić graniu, wolą przeznaczyć na obcowanie z wysmakowaną grafiką i zaskakującą fabułą.[/stextbox]
Znów walimy mitem, że gracze to nieokrzesana banda gówniarzy? Nie ma tutaj co komentować.

Jednak to nie był koniec żenady. Autor artykułu próbował się bronić. Efekt, wyszedł nieco komicznie i przerażająco. Przytoczę tylko jeden fragment:
[stextbox id=”info” defcaption=”true”]Mój artykuł nie jest więc recenzją, bo po pierwsze – nie znam się na grach, więc nie mogę i nie chcę ich oceniać.[/stextbox]
Nie znam się, ale napisałem artykuł o grach. Idealnie podsumowanie tego wszystkiego.  Jeżeli chcecie dogłębniejszej analizy odpowiedzi, zapraszam do Pawła Opydo, który opisał to bardzo ładnie.

This War Of Mine to gra, która rzuca nowe światło na trudne, nie podejmowane do tej pory tematy. Gry dojrzewają, a to kolejny krok w dobrą stronę. Nie negujmy tego, czego nie znamy. Jeśli nie grałeś w TWoM to warto spróbować. To zupełnie nowe, trudne doświadczenie. Sam czasami, boję włączyć się grę, bo przygniata mnie strach, o los postaci, który spoczywa w moich rękach – przez podejmowanie ciężkich decyzji. Wracając do samego artykułu, spójrzmy na to z innej strony.

Kulturalny strzał w stopę

Wiecie co mnie najbardziej dziwi w tym wszystkim? Że czasopisma, telewizja i cała reszta w dalszym ciągu chcą za wszelką cenę obsmarować gry. Nie chcą ich uznać za równe np. filmom. Jasne, że posiadają czytelników, którzy są starszej daty i również nie rozumieją tego medium – przez co chętnie przyklasną artykułowi, którego tezą jest “gry to zło”. Jednak zamiast starań zrozumienia, mamy ciągłe zaczepki. Efektem tego jest fakt, że zniechęcają do siebie młodsze pokolenie, czyli potencjalnych odbiorców.

Mało tego, obrona przed niską jakością artykułu na zasadzie “w sumie to się nie znam”, jest co najmniej debilna. Newsweek to tygodnik opiniotwórczy, z którego część ludzi bierze wiedzę i zdanie na temat różnych politycznych (i nie tylko) zdarzeń. Nagle okazuje się, że redaktorom zdarza się pisać o czymś, o czym nic nie wiedzą. Czy to nie podważa wiarygodności całego pisma? Może tam nikt nie wie o czym pisze, a tematy przydzielane są na zasadzie losowania – dziś piszesz wyborach, a jutro układasz krzyżówkę?

Dodatkowym problemem dla czasopisma jest internet. Większość graczy to ludzie obcujący z techniką i trendami. Jeżeli cząstka ich kultury czy nawet lifestyleu została tak poważnie obsmarowana w piśmie, oni nie zawahają się obsmarować tygodnika w internecie. Tak będzie za każdym razem. Jednak o ile Newsweek ma ograniczony zasięg ok 170 tyś (dane na Listopad 2013), o tyle internet ma zasięg nieograniczony (prawdopodobnie wspomniany wcześniej Paweł Opydo, pochłania zasięg Newsweeka w pojedynkę). Przez to image twórcy wątpliwych treści cierpi na tym bardziej, niż w tym wypadku Warszawskiego studia, chwalonego na całym świecie.

Lekcja na dziś? Nie odtrącajmy nowych mediów, dlatego że ich nie rozumiemy. Po drugie, nie wypowiadajmy się na tematy, o których nie mamy pojęcia.