W ostatnim czasie wielką popularność zyskał croudfunding. Wraz z nim, pojawił się trend wypuszczania gier, w systemie Early Access, czyli gry we wczesnej fazie produkcji. Gier wydanych w tym systemie, mamy od groma, a kiedy ostatni raz widzieliśmy wersję demo gry innej niż FIFA?
Zacznijmy od tego co daje nam Early Access? Dostajemy możliwość zagrania w grę, która jest bardzo okrojona. Nie chodzi jednak o okrojenie fabularne, ale też o bardzo zubożałą mechanikę, której wiele brakuje, a to, co jest, często ma bugi. W zamian za dostęp do takiego produktu gracz płaci pełnowartościową cenę gry. Niestety w momencie przelania pieniędzy na konto producenta, nie ma nigdzie zapewnienia, że pełna wersja gry kiedykolwiek powstanie. Mimo to twórca może zarobić na swojej grze.
Nie zrozumcie mnie źle. To nie Early Access jest tutaj zły, a jego zastosowanie. W przypadku zaufaniu producentowi, poprzez wpłacenie pieniędzy na kickstarterze otrzymanie dostępu do gry we wczesnej fazie rozwoju, jest jak najbardziej na miejscu. Zapłaciłem, to mam prawo patrzeć, jak prace postępują. Powiedziałbym, że nawet jest to wskazane. Dzięki temu, jako osoba inwestująca w produkt, mogę na bieżąco obserwować, jak idą pracę nad nim. Jasne, jak producenci w pewnym momencie zwiną manatki i wyjadą do Zimbabwe to nic na to nie poradzę bez względu na to czy dostęp do gry mam, czy nie.
Z drugiej strony, mamy osoby, które kupują gry w samym systemie wczesnego dostępu, bez wspierania powstania gry (Oczywiście, zasila portfel producenta, ale gra teoretycznie ma domknięty budżet i bez takiego wsparcia powinna być ukończona). Nie powiem, że to głupie i nie powinni tego robić, bo każdy ze swoimi pieniędzmi robi, co chce. Ale zastanówmy się po raz kolejny, co taki gracz otrzymuje? Obietnice, że kiedyś gra będzie ukończona i dostęp do zabugowanej wersji gry – przy czym, ciągle płaci pełną wartość produktu.
Porównajmy sobie to z takim pre-orderem. Płacimy pełno wartość produktu, dostajemy grę w dniu premiery, gra jest w pełni działającym produktem. Ceną jest taka sama, więc ją zostawiamy. Jedyne co się zmienia, to fakt, że zamiast obietnicy gry, dostaniemy ją na pewno, w zamian musimy poczekać do premiery, zamiast dostać ją od razu.
Można powiedzieć, że wczesny dostęp pozwala brać udział w tworzeniu gry. Nie oszukujmy się. Wielu producentów ma już plan na grę w momencie wrzucenia ją na kickstartera, a sugestie graczy, nie zawsze są traktowane poważnie. Tutaj wszystko zależy od firmy. Jedna będzie brała każdą sugestię skrzętnie ją analizując, gdzie inna wprowadzi coś, dopiero jak jej skrzynka zostanie zapchana mailami o tej samej treści. W takim wypadku ten argument nie jest uniwersalny.
A co z demem?
Dawno temu, bardzo popularnym formatem było demo. Czyli okrojona fabularnie wersja gry, z kompletną mechaniką. Wydane za darmo, żeby gracz mógł sprawdzić, czy taka gra go interesuje. Obecnie pod tym względem jest straszna bida. Zapotrzebowanie na dema spadło przez mnogość let’s playów, które dokładnie pokazują grę. Jednak znów zróbmy sobie porównanie gry ze wczesnego dostępu, z demem.
Demo było: kompletne mechanicznie, okrojone fabularnie, za darmo, z racji na wycinkowość, mało zabugowane, wydane często przed premierą gry. Różnica między demem a wczesnym dostępem? Za darmo vs pełna wartość gry. Dodatkowo, jeśli pojawiało się demo, pojawienie się gry na rynku było pewne, w przypadku EA, pewności brak. Oczywiście znów za Early Access przemawia fakt, że dostęp do gry jest wcześniej, ale weźmy też pod uwagę, że w bardzo wczesnej fazie wczesnego dostępu (sic!), grywalność produkcji jest często bliska zeru.
Co dostaliśmy?
Porównując parametry pre-ordera, wczesnego dostępu i dema, technicznie wychodzi na to, że twórcy w jakiś magiczny sposób zachęcili nas do kupowania nie zawsze działających wersji demonstracyjnych swoich gier – bo tyle dostaniemy na pewno, nigdy nie ma gwarancji, że gra będzie ukończona. Tak jak mówiłem, nie należy tu porównywać wsparcia pomysłu gry za pomocą kickstartera, a jedynie pomysł kupienia samej niekompletnej gry w czasie gdy ona powstaje. Można bronić pomysłu, argumentując, że gdy się dostanie grę, wszystko jest fajnie, ale wyobraź sobie, swoje emocje, gdy ten jeden raz, wesprzesz produkt kwotą $40, a twórcy za te pieniądze pojadą na Bahamy.