Czy książka o historii polskich gier komputerowych może być ciekawa i porywająca? Czy game designer może z niej coś wyciągnąć dla siebie?
Recenzję chyba powinienem zacząć, od opisania kim jest autor, skąd się wzięła książka, ale nie oszukujmy się. Większość ludzi takie dane nudzą. Dlatego wspomnę tylko, że Marcin Kosman to dziennikarz growy, jeden z bardziej wyróżniających się i ciekawych. Obecnie redaktor naczelny Polygamia.pl. Czyli raczej coś tam o tych grach wie.
O czym właściwie jest książka? Nasz przygoda w niej zaczyna się w roku 1958. Zdziwieni, co? Nie sądziliście pewnie, że polska branża gier już wtedy istniała. Może nie był to GameDev pełną gębą, ale kiedyś pierwsze kroki trzeba postawić. Przyznaje, sam początek jest nieco przytłaczający. Tzn. nie ma tam wielu super ciekawostek, ale raczej daty i osoby, które sprawiły, że w Polsce dostępne było Atarii, a z nim pierwsze gry. Daleko tutaj do samodzielnego tworzenia gier, ale dystrybucja i sprowadzanie ich z zagranicy, to również milowy krok dla całej branży.
Później jest coraz fajniej. pędząc przez kolejne lata, aż do roku 2014 (2015 w epilogu), poznajemy mniej lub bardziej znanych twórców polskiego GameDevu, którzy to swoimi pierwszymi, niezdarnymi krokami, próbowali podbić Polskę, Europę i świat. Dzięki tej książce, przestają nam być obce nazwiska bohaterów naszej branży, dzięki którym dziś, nasze gry zbierają nagrody na całym świecie.
Ale czy dla kogoś zainteresowanego game designem ta książka ma znaczenie? Wg. mnie tak. Po pierwsze, gdy teraz siądziemy przed jakąś personą i jej wykładem, nie będziemy tylko myśleć, że zrobił jakąś grę. Poczujemy większy respekt, znając jej burzliwą drogę: “od zera do gier kodera”. Druga sprawa, to książka jest świetnym motywatorem do pracy. Jeżeli czytamy o grupce młodych zapaleńców, którzy sprzęt pożyczali po sąsiadach, kodzili po nocach w piwnicy i wydawali fajne rzeczy, to myśli się… kurde, też mogę. Jeżeli sądzisz, że polska branża jest smutna i biedna, to przeczytanie tej książki może zmienić Twoje zdanie. Może byliśmy biedni, ale… radziliśmy sobie czasami lepiej niż światowi giganci. Książka jest pełna ciekawych anegdot, gdzie prezesi wielkich wydawnictw, nie dowierzali, że coś tak fajnego powstało w takim kraju i takim niskim budżetem.
Jeżeli chodzi o sam sposób pisania, to widać doświadczenie autora w machaniu piórem. Nie licząc bogatego w daty i miejsca początku, całość czyta się lekko i przyjemnie.
Ostatecznie? Książkę gorąco polecam każdemu, kto interesuje się branżą gier komputerowych, a zwłaszcza tą z nad Wisły.